Dzisiejsze pojęcie czasu wolnego, przeszło ogromną ewolucję, choć bardziej chciałoby się powiedzieć, rewolucję. Kiedyś, wystarczył kawałek chodnika, biała bądź kolorowa kreda, piłka, guma, kapsel, patyk i zabawa podwórkowa trwała do późnych godzin. Na pewno niejeden rodzic pamięta, jak trudno było nas zwołać do domu, abyśmy w nim trochę „pomieszkali”. Któż z nas nie pamięta zabawy w klasy, gdzie skakaliśmy w kilku rundach, rzucając kamykiem na poszczególne pola. Ta zabawa przetrwała do dziś, choć częściej jest ona rozgrywana na kolorowych puzzlach w domu lub w szkole. Kiedyś, samodzielnie rysowaliśmy rysunek „chłopka”, na którego polach pisaliśmy często koślawe cyfry. Kolejna zabawa, to gra w gumę, w której przodowały dziewczynki, ale chłopcy również się do niej dołączali. Skucha, dziesiątki, tydzień … czy coś Wam to mówi? Wystarczyły trzy osoby, a w razie ich braku, dwa krzesła, jedno dziecko i można było skakać do woli. Graliśmy na różnych szerokościach od pozycji „baczność” poprzez „nóżkę” i „rozszerzankę” albo „szeroką drogę” oraz na kilku wysokościach, od kostek poczynając, a kończąc na pasie, ale wyżej też się zdarzało. Do zabaw na ćwiczenie refleksu należały: gra w kamienie, „kamień, nożyce, papier” czy zabawa w chowanego. Iście chłopięcą zabawą były „kapsle”, zwane także „wyścigiem pokoju”. Kapsle przemieszczało się pstryknięciem po torze narysowanym kredą lub patykiem, a im dłuższy i bardziej skomplikowany tor, tym lepsza była zabawa. Ja, najmilej wspominam zabawę w podchody, w którą to bawiłam się głównie podczas kolonii i obozów harcerskich. Przygoda, ruch i świeże powietrze, sprawiały, że gra ta nie miała końca, a uciechy było co niemiara.
Jak widać, zabawy z czasów PRL to „tradycja, którą warto reanimować i podtrzymywać, aby dała naszym dzieciom poczucie korzeni i świadomość, że każdy był kiedyś dzieckiem. Kolejny powód, to oczywiście ruch na świeżym powietrzu, czy walka z wadami postawy, kiepską odpornością i nudą w czterech ścianach”, jak pisze znana blogerka Renia Hannolinnen.
Dziś, światem zawładnęły komputery, komórki, laptopy i gdyby nie rodzice, dziadkowie i ich opowieści o latach dzieciństwa, mądra miłość, a także niezbędna kontrola, kto wie, czy nasze dzieci umiałyby inaczej spędzać czas wolny od nauki. Dlatego też, zaprezentowałam naszym uczniom kilka zabaw z moich lat dziecięcych, aby zachęcić ich do współpracy, dialogu i szeroko rozumianej przygody, ale nade wszystko aktywności, tak zupełnie innej od obecnej, czyli wolnej od „rozmowy z monitorem”. Chłopcy, pod kierunkiem p. Justynki, grali w świetlicy w kapsle, a dziewczyny poznawały tajniki gry w gumę. Naukę rozpoczęłyśmy na szkolnym korytarzu, ale niebawem, gdy zrobi się ciepło, będziemy grały na dworze. Zabawa była naprawdę wspaniała, tym bardziej, że jedna z uczennic pochwaliła się, że w okresie wakacyjnym gra w gumę ze swoimi koleżankami i kuzynkami. Cieszę się, że aktywna forma spędzania czasu wolnego poza domem, w oderwaniu od elektroniki, odnalazła się także w obecnych czasach. Jest to zatem dowodów na to, że warto podtrzymywać tradycję dawnych lat i opowiadać młodemu pokoleniu, o czasach, w których to my dorośli, byliśmy dziećmi.
J. Pietruczuk